Cóż, musiałam poczekać do następnego jarzębinowego sezonu, karmiąc się wspomnieniem jarzębinowych cukierków z dzieciństwa. (Pamiętacie? : to były takie draże z suszoną słodką jarzębiną w środku).
W tym roku dżem udało mi się zrobić.
Od razu mówię, to nie jest dżem, który się daje dzieciom na bułeczce na śniadanie. To raczej taki dżem dla dorosłych. Do mięcha chyba najszybciej. Lekko słodki, ale też pobrzmiewający nutką goryczy (boszę, jestem grafomanką :) ).
Jarzębiny teraz moc, jeszcze, więc póki czas bierzcie się za próbowanie, tym bardziej, że owoce kosztować Was będą tylko małą wyprawę poza miasto lub wycieczkę do okolicznego drzewa.
SKŁADNIKI: (aż trzy)
- 1 kg jarzębiny
- 1/2 kg jabłek
- 1 kg cukru
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Zbieramy owoce jarzębiny. Tu mamy co najmniej dwie szkoły. Pierwsza mówi, że jarzębinę zbiera się po pierwszych przymrozkach. (Mróz niweluje, przynajmniej częściowo, gorycz owoców).Druga opcja jest taka, że wystarczy poczekać do około 15 sierpnia (orientacyjne rozpoczęcie żniw) i wówczas zabieramy się za jarzębinowe plony. Jako, że pogodę mamy co roku różną, dojrzałość owoców sprawdza się przez próbowanie (im mniej gorzkie tym lepsze), lub przez zadarcie paznokciem skórki owocu. Jeśli odstaje dość łatwo, oznacza to, że nadaje się do zbiorów.
Tyle wyczytałam. Jeśli się mylę - poprawcie!
Jeśli zbieramy owoce już w sierpniu, powinniśmy je przemrozić w zamrażarce/zamrażalniku. Chociaż ze 3 dni.
Następnie umyte i odsączone owoce wrzucamy do garnka, dolewamy niewielką ilość wody i gotujemy do momentu, aż zaczną pękać.
Wówczas dodajemy cukier. Gotujemy nadal, mieszając delikatnie (!) aż cukier się rozpuści. Następnie dodajemy obrane i pokrojone w malutką kosteczkę jabłka. Gotujemy jeszcze chwilkę, aż owoce staną sie szkliste.
Gorący dżem nakładamy do wyparzonych suchych słoików, zakręcamy i odwracamy do góry dnem. Aż do całkowitego wystygnięcia. Pasteryzowanie nie jest konieczne.
(Tu miało być kolejne zdjęcie, ale wszystkie wyszły mi niemal identyczne, więc oszczędzę Wam oglądania ciągle tego samego :) )
Pozdrawiam i smacznego!
Świetna sprawa, nigdy nie jadłam...
OdpowiedzUsuńTo idealny moment, żeby choć spróbować. Zróbże choć słoiczek-albo pokochasz, albo będziesz patrzyła na jarzębinę ze wstrętem :P
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałam, że taki istnieje;)
OdpowiedzUsuńJakiż piękny,nigdy nie jdałam takiego cuda :)
OdpowiedzUsuńTo jest jeszcze bardziej niż miód w gębie, to jest smaczek, którego koniecznie trzeba samemu spróbować, żeby potem smakować i smakować ........... Zrobiłam i mam w piwniczce dla wnucząt gotowy. Bardzo bardzo dziękuję za przepis.
OdpowiedzUsuńTaki dżemik do naleśników był by idealny :)
OdpowiedzUsuńMuszę go zrobić ! Dzięki :)
Surowa jest trujaca tak samo jak czarny bez, na szczescie po przemrozeniu lub podgrzaniu trucizny rozkladaja sie i jest OK. Polecam zrobic owocom solidny przymrozek w zamrazarce! Tak zrobilem bo nie chcialem gotowac, gdyz potrzebowalem jarzebine na bimberek, wyszedl znakomity i czesc wlasnie poswiecilem na zalanie nalewki z platkow rozy. Mniommm...
OdpowiedzUsuńA moj jest tak gorzki,ze now jester w stanie tego zjesc. Now wiem co zrobiłam nie tak. Zebrałam pod koniec sierpnia, w zamrażarce siedziała ponad tydzień.
OdpowiedzUsuń