Wymyślanie obiadów doprowadza mnie czasem do białej gorączki.
W zasadzie nie powinnam narzekać, bo jeśli chodzi o dobór mięsa (a mięso na obiad musi być niemal zawsze, wg. mojego męża), mam tylko dwie opcje - pierś z kurczaka i mielone. Czasem wieprzowy schab, ale wtedy muszę zapitalać do biedronki, bo tam schab jest pozbawiony smaku i zapachu, co mojemu mężczyźnie pozwala go od czasu do czasu spożyć.
No ale weź tu nie narzekaj, kiedy drób wychodzi już uszami, pulpety i mielone robiłam już chyba ze wszystkim i we wszelkich możliwych konfiguracjach, a coś zeżreć trzeba. Niestety jestem zwykle zbyt leniwa, żeby osobno gotować sobie, a osobno mężowi, więc czas marnotrawię na grzebaniu w necie, książkach kucharskich, wypytywaniu znajomych o przepisy i kombinowaniu jak tu przyrządzić znowu to samo, ale inaczej.
Wczoraj w przypływie desperacji przegrzebałam nawet najbardziej zapomniane szuflady ze starymi przepisami, gdzie znaleźć można moje notatki jeszcze ze studiów.
Notatki z przepisami, dodam, bo tych naukowych pozbyłam się już milion lat temu.
No i znalazłam przepis na "kebaba" z kurczaka. Moje popisowe danie ze studenckich czasów. Uśmiałam się przy jego czytaniu, po pachy, bo wtedy wydawało mi się, że jego przygotowanie to przeraźliwie pracochłonna sprawa. Jedynie wizja zachwyconych kolegów i koleżanek oraz męża (jeszcze wtedy niemęża) motywowała mnie do tego przedsięwzięcia.
No i do dzisiaj czasem ktoś tego "kebaba" wspomina.
Nerw na pierś z kurczaka minął mi więc po tej lekturze, a szaszłyki pochłonęlismy wspominając stare czasy.
Mięso pozbawiamy "niedoskonałości" (uwielbiam ten eufemizm). Kroimy kurczaka w średniej wielkości kostkę.
Imbir i czosnek, przepuszczony przez praskę, a także pieprz, paprykę i odrobinę soli mieszamy ze sobą. Mieszaniną tą nacieramy mięso i odstawiamy do lodówki na kwadrans.
W tym czasie jajko roztrzepujemy ze śmietaną, serem, mąką kukurydzianą i szczyptą soli. Masą tą dokładnie smarujemy mięso i pozostawiamy tak przygotowane mięso w lodówce na około 3 godziny.
Po upływie tego czasu nadziewamy kawałki mięsa na patyczki lub szpikulce od szaszłyków. Zapiekamy około 15 minut w maksymalnie nagrzanym piekarniku. Następnie wyjmujemy blaszkę, zlewamy płyn, który się wytworzył podczas pieczenia mięsa , skrapiamy z wierzchu oliwą i wkładamy do piekarnika jeszcze na kilka minut.
Ja podałam z ryżem z dodatkiem curry i koronką flandryjską, na którą przepis pewnie jeszcze dziś się pojawi :D
W zasadzie nie powinnam narzekać, bo jeśli chodzi o dobór mięsa (a mięso na obiad musi być niemal zawsze, wg. mojego męża), mam tylko dwie opcje - pierś z kurczaka i mielone. Czasem wieprzowy schab, ale wtedy muszę zapitalać do biedronki, bo tam schab jest pozbawiony smaku i zapachu, co mojemu mężczyźnie pozwala go od czasu do czasu spożyć.
No ale weź tu nie narzekaj, kiedy drób wychodzi już uszami, pulpety i mielone robiłam już chyba ze wszystkim i we wszelkich możliwych konfiguracjach, a coś zeżreć trzeba. Niestety jestem zwykle zbyt leniwa, żeby osobno gotować sobie, a osobno mężowi, więc czas marnotrawię na grzebaniu w necie, książkach kucharskich, wypytywaniu znajomych o przepisy i kombinowaniu jak tu przyrządzić znowu to samo, ale inaczej.
Wczoraj w przypływie desperacji przegrzebałam nawet najbardziej zapomniane szuflady ze starymi przepisami, gdzie znaleźć można moje notatki jeszcze ze studiów.
Notatki z przepisami, dodam, bo tych naukowych pozbyłam się już milion lat temu.
No i znalazłam przepis na "kebaba" z kurczaka. Moje popisowe danie ze studenckich czasów. Uśmiałam się przy jego czytaniu, po pachy, bo wtedy wydawało mi się, że jego przygotowanie to przeraźliwie pracochłonna sprawa. Jedynie wizja zachwyconych kolegów i koleżanek oraz męża (jeszcze wtedy niemęża) motywowała mnie do tego przedsięwzięcia.
No i do dzisiaj czasem ktoś tego "kebaba" wspomina.
Nerw na pierś z kurczaka minął mi więc po tej lekturze, a szaszłyki pochłonęlismy wspominając stare czasy.
SKŁADNIKI:
- 80 dag piersi z kurczaka
- 10 dag startego żółtego sera o ostrym smaku
- 1 łyżka mąki kukurydzianej
- 1 szklanka śmietany - u mnie 30% coby się przypadkiem zważyć nie chciała
- 3 ząbki czosnku
- 1 łyżeczka startego świeżego imbiru
- 1 łyżeczka ostrej papryki
- oliwa
- sól
- biały pieprz
- nieco mielonej kolendry
- jajko
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Mięso pozbawiamy "niedoskonałości" (uwielbiam ten eufemizm). Kroimy kurczaka w średniej wielkości kostkę.
Imbir i czosnek, przepuszczony przez praskę, a także pieprz, paprykę i odrobinę soli mieszamy ze sobą. Mieszaniną tą nacieramy mięso i odstawiamy do lodówki na kwadrans.
W tym czasie jajko roztrzepujemy ze śmietaną, serem, mąką kukurydzianą i szczyptą soli. Masą tą dokładnie smarujemy mięso i pozostawiamy tak przygotowane mięso w lodówce na około 3 godziny.
Po upływie tego czasu nadziewamy kawałki mięsa na patyczki lub szpikulce od szaszłyków. Zapiekamy około 15 minut w maksymalnie nagrzanym piekarniku. Następnie wyjmujemy blaszkę, zlewamy płyn, który się wytworzył podczas pieczenia mięsa , skrapiamy z wierzchu oliwą i wkładamy do piekarnika jeszcze na kilka minut.
Ja podałam z ryżem z dodatkiem curry i koronką flandryjską, na którą przepis pewnie jeszcze dziś się pojawi :D
Ale bym zjadła takiego teraz po pracy! Raz poproszę do Tychów na już :D :*
OdpowiedzUsuńNa szsazłyki to do Białegostoku zapraszam:P
UsuńZe sto lat szaszłyków nie jadłem :) Kupił mnie dodatek sera ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam kebaba i powiem szczerze, że nigdy nie przyszedł mi do głowy pomysł żeby zrobić z tego szaszłyki :) Więc tym bardziej wypróbuje ten przepis.
OdpowiedzUsuńja uwielbiam szaszłyki, są szybkie do przygotowania i bardzo proste
OdpowiedzUsuń