To już u mnie standard - jak tylko jesień zaczyna panoszyć się po dworze, ja mam manię na drożdżowe ciasto. W odmianach wszelakich : czy to klasyczna drożdżówka z kruszonką, czy to strucle, czy bułeczki wszelakie...uwielbiam po prostu zapach drożdżowego ciasta rozchodzący się po mieszkaniu, gdy wiatr na dworze hula, deszcz stuka o parapet...Ech, tak się wtedy domowo robi i ciepło...
Niedawno piekłam ślimaczki z budyniem i tak mi się spodobało to ciasto, z którego były zrobione, że postanowiłam wykorzystać je ponownie (i na pewno nie ostatni to raz), lecz tym razem w formie bułeczek. Z dwoma nadzieniami - połowa dostała marmoladę, pozostałe zaś po kawałku czekolady do środeczka.
I znowu wyszło bosko. Jedna blacha to stanowczo za mało - polecam robić od razu z podwójnej porcji :)
Margarynę roztapiamy i odstawiamy do ostygnięcia. Drożdże mieszamy w 1/2 szklanki letniego mleka z dodatkiem łyżeczki cukru. Odstawiamy w ciepłe miejsce aż zaczną rosnąć.
Mąkę z solą wsypujemy do sporej miski. Robimy w mące dołek, do którego wlewamy drożdże, margarynę, jedno całe jajko i jedno żółtko. Dodajemy pozostały cukier. Wyrabiamy tak długo,aż ciasto przestanie kleić się nam do rąk. Wyrobione ciasto odstawiamy w ciepłe miejsce (przykryte czystą ściereczką) do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto przekładamy na stolnicę, zarabiamy krótko raz jeszcze.
Urywamy po kawałku ciasta, formujemy niewielkie placuszki do których nakładamy po łyżeczce marmolady lub kostce czekolady. Zlepiamy starannie, formując bułeczki.
Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy, bo bułeczki jeszcze podrosną. Smarujemy po wierzchu rozmąconym białkiem i posypujemy ziarenkami. Pozostawiamy na kwadrans by jeszcze trochę podrosły.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni około 25- 30 minut.
Niedawno piekłam ślimaczki z budyniem i tak mi się spodobało to ciasto, z którego były zrobione, że postanowiłam wykorzystać je ponownie (i na pewno nie ostatni to raz), lecz tym razem w formie bułeczek. Z dwoma nadzieniami - połowa dostała marmoladę, pozostałe zaś po kawałku czekolady do środeczka.
I znowu wyszło bosko. Jedna blacha to stanowczo za mało - polecam robić od razu z podwójnej porcji :)
SKŁADNIKI:
- 1/2 kg mąki
- 10 dag margaryny
- 5 dag cukru
- 5 dag drożdży świeżych
- 2 jajka
- szczypta cukru
- marmolada
- czekolada
- do posypania, np. sezam (ja miałam siemię lniane)
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Margarynę roztapiamy i odstawiamy do ostygnięcia. Drożdże mieszamy w 1/2 szklanki letniego mleka z dodatkiem łyżeczki cukru. Odstawiamy w ciepłe miejsce aż zaczną rosnąć.
Mąkę z solą wsypujemy do sporej miski. Robimy w mące dołek, do którego wlewamy drożdże, margarynę, jedno całe jajko i jedno żółtko. Dodajemy pozostały cukier. Wyrabiamy tak długo,aż ciasto przestanie kleić się nam do rąk. Wyrobione ciasto odstawiamy w ciepłe miejsce (przykryte czystą ściereczką) do wyrośnięcia.
Wyrośnięte ciasto przekładamy na stolnicę, zarabiamy krótko raz jeszcze.
Urywamy po kawałku ciasta, formujemy niewielkie placuszki do których nakładamy po łyżeczce marmolady lub kostce czekolady. Zlepiamy starannie, formując bułeczki.
Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy, bo bułeczki jeszcze podrosną. Smarujemy po wierzchu rozmąconym białkiem i posypujemy ziarenkami. Pozostawiamy na kwadrans by jeszcze trochę podrosły.
Pieczemy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni około 25- 30 minut.
ale piękne bułeczki ;)
OdpowiedzUsuńjeszcze winko do koszyczka i Czerwony Kapturek może iść do babci! ;)
OdpowiedzUsuńA tak serio to podrzuć jedną bułę!
jejku, jak one przepysznie wyglądaja..
OdpowiedzUsuń