Bliny. Tak się u mnie mówiło na te ziemniaczane placuszki - odkąd pamiętam. Co one mają z blinami wspólnego- nie mam zielonego pojęcia. Jakoś nigdy nie chciało mi się sprawdzać zgodności nazewnictwa z rzeczywistością.
Rzeczywistość jest taka, że jako dzieciaki, ja i mój osobisty brat, uwielbialiśmy te placuszki na śniadania/kolacje na tyle, że rzadko mama miała okazję wykorzystać niezjedzone ziemniaki na kopytka. Bo my chcieliśmy bliny. I już.
Duża w tym zasługa samej mamy, bo pozwalała nam, mimo, że czas gonił, wycinać z ciasta co tam sobie tylko wymyśliliśmy. No i był szał. Bo jednak co placek z jakiegoś ciasta, w nieokreślonym kształcie, wydawał się kompletnie nieatrakcyjny, to już taka kaczuszka, posypana "delikatnie" cukrem pudrem, robiła wrażenie - nie tylko na nas, ale i na dzieciach sąsiadów, które wpadały do nas na kolację....
Aaaa.....zapomniałam dodać, że samo ciasto przypominało zwykłe ciasto na kopytka....
Z resztą sami zobaczcie.
Jeśli gotujecie ziemniaki to...
Ziemniaki musimy najpierw ugotować, potem zmielić lub przepuścić przez praskę. Kiedy będą całkiem zimne łączymy je z jajem i mąką wymieszaną z proszkiem do pieczenia, cukrem waniliowym, solimy i dokładnie wyrabiamy.
Ciasto wałkujemy na podsypanym mąką blacie lub stolnicy, wycinamy foremką dowolne kształty i smażymy na gorącym oleju aż się zrumienią. Jemy gorrrrrące, posypane obficie cukrem pudrem, lub wysmarowane dżemorem :)
Rzeczywistość jest taka, że jako dzieciaki, ja i mój osobisty brat, uwielbialiśmy te placuszki na śniadania/kolacje na tyle, że rzadko mama miała okazję wykorzystać niezjedzone ziemniaki na kopytka. Bo my chcieliśmy bliny. I już.
Duża w tym zasługa samej mamy, bo pozwalała nam, mimo, że czas gonił, wycinać z ciasta co tam sobie tylko wymyśliliśmy. No i był szał. Bo jednak co placek z jakiegoś ciasta, w nieokreślonym kształcie, wydawał się kompletnie nieatrakcyjny, to już taka kaczuszka, posypana "delikatnie" cukrem pudrem, robiła wrażenie - nie tylko na nas, ale i na dzieciach sąsiadów, które wpadały do nas na kolację....
Aaaa.....zapomniałam dodać, że samo ciasto przypominało zwykłe ciasto na kopytka....
Z resztą sami zobaczcie.
SKŁADNIKI:
- 1 kg ugotowanych ziemniaków
- 25 dag mąki pszennej
- 2 łyżki mąki ziemniaczanej
- jajo
- sól
- 1 łyżka proszku do pieczenia
- cukier puder do posypania
- ewentualnie dżemor
SPOSÓB PRZYGOTOWANIA:
Sposób zależy od tego czy macie ziemniory "wczorajsze", z poprzedniego obiadu, czy tez musicie od A do Z przygotowywać potrawę bez wykorzystywania resztek. Jeśli z "resztek" to musicie ziemniaki przepuścić przez maszynkę,a potem połączyć je z mąką, jajkiem,solą, cukrem waniliowym, proszkiem do pieczenia....Jeśli gotujecie ziemniaki to...
Ziemniaki musimy najpierw ugotować, potem zmielić lub przepuścić przez praskę. Kiedy będą całkiem zimne łączymy je z jajem i mąką wymieszaną z proszkiem do pieczenia, cukrem waniliowym, solimy i dokładnie wyrabiamy.
Ciasto wałkujemy na podsypanym mąką blacie lub stolnicy, wycinamy foremką dowolne kształty i smażymy na gorącym oleju aż się zrumienią. Jemy gorrrrrące, posypane obficie cukrem pudrem, lub wysmarowane dżemorem :)
kurde ja myślałam, że dobrze by też smakowały na słono ;) hmm lekko posypane serem żółtym albo cos ;) mniam!
OdpowiedzUsuńna bank dałyby radę żółtym serem, ale weź dzieciom cukier puder odbierz :D
Usuńcudowny pomysł z placuszkami wycinanymi w różne kształty. :) poczekam na wizytę mojej bratanicy i zabierzemy się za wycinanie.
OdpowiedzUsuńpolecam-godzina zajęcia z głowy :D
UsuńŚwietne te placuszki i nic się nie marnuje gdyby nam trochę zostało z obiadu;) a na łonie natury to jeszcze lepiej smakują, widać że chłopcy wypoczęci. Twój syn pewnie zachwycony pobytem na wsi i kontaktem z kuzynami/kolegami :) Takie wakacje miałam co roku gdy byłam dzieckiem achhhhhhh :)
OdpowiedzUsuńJaaakie genialne, a jakie proste! KONIECZNIE wypróbuję :). Mam połowę Twoich przepisów w zakładkach :D.
OdpowiedzUsuńA bo Ty Kama w ogóle jakaś dziwna jesteś :D Dawaj do mnie, razem będziemy gotowały :D
UsuńZapomniałam o nich! U nas mama nazywała je krokietami. Jakież było moje zdziwienie, kiedy u koleżanki na obiedzie zostałam poczęstowana krokietami z mięsem, takimi klasycznymi.
OdpowiedzUsuńMoże trzeba wymyśleć tym placuszkom własną nazwę i rozpropagować ją jako jedyną właściwą? Żeby bliny były blinami, krokiety krokietami a te placki... no właśnie, nimi tylko. Bo są pyszne, niezasłużenie mało popularne.
Fajny przepis. Moze uda mi sie go jeszcze zrobic z dzieckiem zanim zacznie sie szkola.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A najlepsze jest to, jak ta gromadka pałaszuje aż się uszytrzęsą! (i serce się cieszy)
OdpowiedzUsuńdzięki, córeczka zajadała jak fiks:)
OdpowiedzUsuńTo ja się jak fiks cieszę :D
UsuńKurcze, faktycznie nie pomyślałam, żeby wycinać je foremkami :) Moje wychodzą trochę za rzadkie i nakładam je łyżką na rozgrzany olej. Muszę wykorzystać teraz tę Twoją metodę ;)
OdpowiedzUsuń